Książka
Żanny Słoniowskiej zdobyła pierwsze miejsce w ogłoszonym przez wydawnictwo Znak
konkursie na najlepszą powieść. Nie dziwi więc fakt, że konsekwencją powyższego
jest pojawienie się pytań o nową jakość, o oryginalność, o język lub fabułę
zapadające w pamięć. Niestety, trudno byłoby obronić tezę, że jest to powieść
wyróżniająca się w jakiś szczególny sposób na tle tego, co ukazuje się na
naszym rynku wydawniczym. Autorka decyduje się na dość zgrane literacko chwyty.
Mamy więc kamienicę w centrum Lwowa, a w niej mieszkanie, w którym spotykamy
cztery kobiety – prababkę, babkę, matkę i córkę. Jest też mężczyzna, artysta,
który najpierw kocha matkę, a potem staje się obiektem młodzieńczego uczucia
córki. To, co proponuje Słoniowska, okazuje się całkiem zgrabną opowieścią o
kilku pokoleniach kobiet, które chroniąc się, jednocześnie zadają sobie rany.
Podobnych historii w literaturze było i będzie zapewne wiele i, choć w powieści
„Dom z witrażem” wątek ten należy do najciekawszych, nie można jego realizacji
uznać za oryginalną. Również dylematy związane z dziedziczeniem, tak chyba
trzeba powiedzieć, mężczyzny nie zostają w tym przypadku należycie rozpisane.
To, co może budzić wiele emocjonalnych wątpliwości i wyzwań, staje się dość
oczywistą historią miłosną, powielającą schemat fascynacji między mistrzem a
uczennicą. Całkiem interesujący, choć potraktowany powierzchownie, jest motyw
walki Ukraińców o wolność. Szczególnie aktywną działaczką na rzecz idei staje
się matka. Wybierając między domem i córką a rewolucją, decyduje się na
odwrócenie się od prywatności i poświęcenie się temu, co dotyczy zmian w sferze
publicznej. „Dom z witrażem” Słoniowskiej z pewnością nie jest, jak chciałaby
tego Justyna Sobolewska, „szansą na odświeżenie naszej literatury”. To powieść
popularna jakich wiele, trzymająca poziom, lecz ani językowo, ani fabularnie
niezaskakująca.
Żanna
Słoniowska, Dom z witrażem, Wyd. Znak, Kraków 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz