niedziela, 10 kwietnia 2022

Świat w pigułce (E. Kraskowska, Ksiądz Kaingba, mój dziadek)

 

Książka Ewy Kraskowskiej to znakomite połączenie opowieści o charakterze prywatnym, intymnym niekiedy nawet, z zapisem historycznego, kulturowego i genealogicznego śledztwa. O ile w tym pierwszym przypadku mamy do czynienia z próbą zrekonstruowania nieoczywistych losów dziadka, tytułowego księdza Kaingby, o tyle w drugim proces poszukiwań i rekonstrukcji minionego opiera się przede wszystkim na potrzebie wiedzy, nie zaś na szukaniu sensacji i obnażaniu rodzinnych tajemnic. To bardzo ważne współtowarzyszenie pokazuje, że gotowość zmierzenia się z cudzą historią może iść w parze z empatią, zrozumieniem, wrażliwością wobec przeżyć opisywanych osób oraz precyzją umiejętnego dawkowania tego, co wiadomo, i tego, co jest tylko przypuszczeniem. Rodzinne śledztwo, na które decyduje się autorka, ma w sobie dużo z tego, czym na co dzień zajmuje się literaturoznawczyni Ewa Kraskowska. Biografia księdza Kaingby staje się powieścią do przeczytania, przeanalizowania i zinterpretowania. Natkniemy się więc na dobrze poprowadzone opisy losów bohaterów. Zetkniemy się z pytaniami, dla których punktem odniesienia będzie prawdopodobieństwo i możliwość zaistnienia danej sytuacji. Nie będzie nam towarzyszyło poczucie podglądania i wkraczania w przestrzeń niepotrzebnie obnażoną. Zaczniemy raczej zapamiętywać część poruszonych przez autorkę kwestii po to, by potencjalnie przywołać je w kontekście własnej rodzinnej historii. Bo przecież opowiadanie o dziadku, który był księdzem i który jako syn mandżurskiego wieśniaka znalazł się w Krakowie, to jednocześnie pokazywanie w pigułce, jak skomplikowane bywają ludzkie losy i jak nieprawdopodobne bywają niekiedy drogi, które przemierza człowiek. Książkę tę można również czytać jako historię oswojonego tabu i obcości. Helena Kraskowska jest szczęśliwa w związku z Kaingbą. Ten czas, kiedy są razem, można wyróżnić jako szczególnie intensywny, także jeśli chodzi o radość życia, doświadczanie intensywności istnienia, nie tylko w kontekście relacji damsko-męskiej. Świetnym i wartym uwagi uzupełnieniem opowieści autorki okazują się zdjęcia. To z nich można wyczytać część historii i to one są ważnym zapalnikiem uruchamiającym kolejne opowieści. Ważna rola fotografii wydaje się w tych autobiograficznych zapiskach szczególnie zaakcentowana, co wydaje się praktyką sprawdzoną, kluczową dla pokazania zależności między słowem i obrazem, a także celnie korespondującą z tym, co w swoich reporterskich książkach robi Małgorzata Szejnert. W efekcie publikacja Ewy Kraskowskiej sytuuje się w bardzo ciekawym punkcie, jeśli weźmiemy pod uwagę kwestie gatunkowe. Jest w tych zapiskach dużo ze wspomnień, jest coś z prze-pisywania biografii (nie tylko przecież tytułowego dziadka, ale i babki oraz ojca), jest trochę energii typowej dla reportażu, jest i coś z eseju. Warto zwrócić uwagę, że mimo osobistego (rodzinnego) zaangażowania w rekonstruowaną historię, czytamy przecież o wnuczce, która szuka śladów po dziadku, autorka mistrzowsko rozgrywa swoją obecność w tekście. Wiemy, że to ona stoi za „ożywieniem” literackim księdza Kaingby, zarazem jednak opowieść pozbawiona jest niepotrzebnego sentymentalizmu i oskarżeń. Stawiane pytania, uzyskane odpowiedzi, próby znalezienia możliwych wersji wydarzeń, wreszcie dostrzegalny szacunek wobec prawa do życia na własnych zasadach oraz prawa do milczenia porządkują tę historię w stylu, który bliski jest powiastce filozoficznej lub przypowieści obecnej w przeżyciach tych, którzy są tuż obok. Bardzo dobre.

 

Ewa Kraskowska, Ksiądz Kaingba, mój dziadek, Wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz