„Od
jednego Lucypera” to trzecia powieść Anny Dziewit-Meller. Trzecia i jak do tej
pory najlepsza. Autorka proponuje czytelnikom kobiecą sagę, dla której ważnym
punktem odniesienia będzie niełatwa historia Śląska, pamięć i zapomnienie,
dziedziczenie i wypieranie traum, wreszcie to wszystko, co zostaje zapamiętane
przez ciało. W kontekście tej ostatniej kwestii warto docenić mocne, niekiedy
duszne i naturalistyczne, miejscami poetyckie opisy – i ten początkowy, gdy
pierzyna staje się nośnikiem konkretnych znaczeń z przeszłości, i pamiętanie
zapachu tej, która jak się okaże, nie będzie mogła już powrócić, i obrazy krwi
przynoszącej z jednej strony wyzwolenie, z drugiej sygnały zbliżającej się
katastrofy, i brutalizm wpisany w uprzedmiotowienie związane z porodem. Dla
Dziewit-Meller pamięć kobiet będzie powiązana właśnie z ciałem. To ciało trzeba
próbować opanować, by móc kontrolować własne życie, to ciało będzie tym, co
wyróżnia z tłumu i powoduje, że uważniejsze okaże się spojrzenie innych, to
ciało zdradza i do zdrady prowadzi, to ciało wreszcie nosi w sobie wszystko to,
co złe, bolesne, potworne i co jednocześnie jest dziełem drugiego człowieka.
Autorka unika publicystyki, choć jednocześnie nawiązuje do trudnych problemów powojennego
Śląska. Robi to jednak z dużym wyczuciem, czyniąc z historii literaturę, nie
zaś instrumentalne przywołanie przeszłości. Powieść warto również docenić za
jej kompozycję – babka, matka i wnuczka, choć nie zawsze operować będą dosłownie
słyszanym głosem, to jednak nawet dzięki milczeniu dadzą świadectwo ważnego sojuszu
na rzecz pamięci. W efekcie pewna tajemnica z przeszłości uzyska swoje
dopełnienie w teraźniejszości, a kobiecy krąg poszerzy się o tę osobę, która
choć miała zostać zapomniana, przetrwa dzięki mikrośladom, które ktoś po latach
chciał odczytać i ocalić. Warto!
Anna
Dziewit-Meller, Od jednego Lucypera, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz