wtorek, 17 października 2017

Czy na pewno wydarzenie? (A. Xilonen, Jankeski fajter)

Urodzona w 1995 roku Aura Xilonen reklamowana jest jako „literacka petarda z Meksyku” oraz „skrzyżowanie Doroty Masłowskiej z Eduardem Mendozą”. Czy faktycznie mamy do czynienia z tak dużym wydarzeniem literackim? Niekoniecznie. Owszem, debiut Xilonen jest z pewnością interesujący i zasługuje na uwagę. Widać w nim świadome posługiwanie się językiem, próbę oddania sposobu porozumiewania się tych, którzy należą do nizin społecznych, wreszcie gotowość grania ze schematami fabularnymi. Trudno jednak byłoby obronić tezę, iż zaproponowana przez pisarkę opowieść ma w sobie coś odkrywczego, ucieka od życzeniowego schematu związanego ze szczęśliwym zakończeniem i ma w sobie humor typowy dla przywołanego Mendozy. O ile czułość na język ulicy jest tutaj widoczna, o tyle ironii, lekkości, dowcipu i charakterystycznego rozmachu w posługiwaniu się absurdem i groteską, jakie widać u autora „Przygód fryzjera damskiego”, w prozie Xilonen zdecydowanie brakuje. Idealnym odbiorcą dla „Jankeskiego fajtera” wydaje się czytelnik młody, dla którego oddany przez autorkę klimat może być atrakcyjny. W pewnym bowiem sensie mamy tu do czynienia z powieścią z tezą. Nieletni imigrant, choć niejednokrotnie zostanie brutalnie pobity, tak naprawdę spotyka na swojej drodze ludzi wspaniałych, którzy gotowi są mu pomóc. Te anioły, bo w takiej stylistyce dobro jest sportretowane, włączają bohatera w swój świat i angażują go w rzeczywistość wcześniej obcą i niedostępną. Choć Xilonen próbuje oddać brutalność i bezwzględność ulicy, to jednak zdarza jej się zbyt często popadać w patos i sentymentalizm, którym brakuje ożywczego cudzysłowu. W efekcie otrzymujemy powieść z potencjałem, na pewno jednak nie powieść-wydarzenie.


Aura Xilonen, Jankeski fajter, przeł. Tomasz Pindel, Wyd. Znak, Kraków 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz