Reportaż
Kamila Bałuka warto czytać równolegle z książką Karoliny Domagalskiej „Nie
przeproszę, że urodziłam”. Nietracenie z oczu tej publikacji, która ukazała się
wcześniej, z kilku powodów może być istotne. Po pierwsze, w obu przypadkach
mamy do czynienia z książkowymi debiutami reporterskimi. Po drugie, i Bałuka, i
Domagalską interesuje kwestia sztucznego zapłodnienia. Po
trzecie, oboje opisują dawców spermy, jak i kobiety, które
korzystają z ich pomocy, oraz dzieci, które się potem rodzą. O ile jednak
Domagalska zachowuje równowagę w pokazywaniu racji i dylematów wszystkich
stron, o tyle Bałuk koncentruje się przede wszystkim na osobach, które urodziły
się w wyniku inseminacji. Nie znaczy to, oczywiście, że głosy innych,
kluczowych dla zaistnienia tej sytuacji aktorów, są pomijane, wręcz przeciwnie –
dość dokładnie poznajemy historię lekarza, który podobno chciał pomagać, a
wcielał się tak naprawdę w rolę demiurga, w trakcie lektury nieobca staje się
nam również biografia i motywacja dawcy. Najważniejszy jest jednak fakt
odkrycia dużej grupy dzieci spłodzonych ze spermy tego samego dawcy, medialny
skandal wokół sprawy, a także budowanie specyficznej wspólnoty między tymi,
którzy – jak się okazuje – są ze sobą spokrewnieni. Domagalska stawia na
pokazanie rozwiązań związanych z in vitro i funkcjonowaniem banków spermy.
Interesują ją konkretne historie, ale jednocześnie stara się w możliwie pełny
sposób sportretować zjawisko. Bałukowi towarzyszy inna perspektywa. Debiutujący
reporter koncentruje się na tytułowych dzieciach Louisa. Interesuje go sytuacja
nietypowa, szczególna i, nie bójmy się tego słowa, skandaliczna. Choć sam temat
nadużyć związanych z problemem, jest niezwykle ciekawy, a książka
portretująca rzeczywistość holenderską okazuje się świeża, tematycznie
intrygująca, etycznie skomplikowana, to jednak Bałukowi nie udaje się ustrzec błędów typowych dla debiutu. Miejscami reportaż jest przegadany. Widać to
zwłaszcza we fragmentach opisujących przypadłość, na którą cierpi dawca, oraz
następnie w miejscach, gdy zostaje pokazane jego nietypowe zachowanie. Tak
naprawdę mamy tu do czynienia z zupełnie niepotrzebnym powtórzeniem. Pewne dłużyzny
pojawiają się również w opisie całej sprawy. W trakcie lektury ma się czasami
wrażenie, że autor zbyt wiele wątków chciał poruszyć, co w efekcie skutkuje wspomnianym przegadaniem, i zbyt wiele osób pragnął sportretować, co z kolei wpływa na rozmycie charakterologiczne postaci. Książka zdecydowanie zyskałaby, gdyby była krótsza,
bardziej skondensowana. Nie zmienia to jednak faktu, że debiut Bałuka zasługuje
na uwagę, a jego dalszej reporterskiej drodze warto się przyglądać.
Kamil
Bałuk, Wszystkie dzieci Louisa, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz