piątek, 12 maja 2017

Popowe fałszowanie rzeczywistości (A. Fryczkowska, Żony jednego męża)

Anna Fryczkowska to jedna z ciekawszych autorek popularnej literatury kobiecej – poszukująca, nieoczywista, próbująca grać z konwencjami. Z pewnością nie jest, jak przeczytamy w notce umieszczonej na skrzydełku, „jednym z najbardziej obiecujących nazwisk polskiej literatury popularnej”. Takie określenie, zważywszy na dorobek autorki, recepcję jej twórczości i nagrody, jest dosyć nieuprzejme w stosunku do pisarki. No ale wiadomo nie od dziś, że dziwne bywają skojarzenia tych, którzy zajmują się promowaniem autorów. Najnowsza powieść Fryczkowskiej to próba opisu nietypowego związku. W jednym domu żyje Wojtek, anglista, jego żona Tunia i córka Dobrochna oraz jego kochanka Anita i syn Janpaweł. Wszyscy się kochają, funkcjonują w przedziwnej symbiozie, wydają się szczęśliwi bez wyjątku. Oczywiście, do czasu. Bo kiedy mamy do czynienia z pewnym momentem zwrotnym dochodzi do kryzysu, ale ten, muszę to zdradzić, ostatecznie zostaje zażegnany. Niekonwencjonalnie, ale jednak. Na czwartej stronie okładki jako wyznawczyni takiego modelu związku zostaje przywołana Wisłocka z mężem i przyjaciółką. Zbanalizowanie tej relacji w owym odwołaniu reklamowym jest oczywiste. Osobom chcącym dowiedzieć się, jak dramatyczna i nieoczywista to była zależność, polecam lekturę książki Violetty Ozminkowski „Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki”. Niestety, Fryczkowskiej nie udaje się oddać podobnych niuansów nawet częściowo. „Żony jednego męża” to najsłabsza powieść autorki. Sztampowi bohaterowie – żona z prowincji, uwielbia gotować i zajmować się domem, nie przepada za uprawianiem seksu, typowa kura domowa; kochanka z kolei to kobieta wyzwolona, aktywna zawodowo, namiętna, lekceważąca typowo domowe obowiązki, barwny ptak; mąż jest właściwie nijaki, zadowolony z dostępu do obu kobiet, nieskomplikowany emocjonalnie. Postaci, które opisuje autorka, są wyjątkowo papierowe. Ich relacje pozbawione są skomplikowania psychologicznego. Kiedy dochodzi do wspomnianego zwrotu akcji, od razu wiadomo, jak ostatecznie rozwinie się cała historia. Szczególnie żenujące i seksistowskie jest sugerowanie, iż tego typu relacja wszystkim uczestnikom związku tak naprawdę się podoba. Nawet jeśli delikatnie zasygnalizowane są takie stany jak niepewność, zazdrość, poczucie odsunięcia na bok, to ostatecznie autorka zmierza do konkluzji, że najlepszym rozwiązaniem będzie sojusz żony i kochanki. Rozumiem, że pomysł na taki związek mógł się wydać Fryczkowskiej literacko ciekawy, ale aby go zrealizować trzeba czegoś więcej niż banalne scenki rodzajowe, schematyczne postaci i przewidywalna fabuła. Lektura zbędna.


Anna Fryczkowska, Żony jednego męża, Wyd. Burda, Warszawa 2017. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz