poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Gdy życie ludzkie nic nie znaczy (I. McGuire, Na wodach Północy)

Wydawać by się mogło, że nie da się zbyt wiele nowego wymyślić, decydując się na konwencję powieści, której akcja dzieje się w połowie XIX wieku daleko od stałego lądu, załogę tworzą ludzie przypadkowo dobrani, a pierwotne w swoim wymiarze zło czyha tam, skąd nie ma ucieczki. Statek wielorybniczy staje się odpowiednikiem małej zamkniętej społeczności – wyjątkowo surowej, okrutnej, obojętnej na cudze cierpienie. Choć członkowie załogi pozornie powinni tworzyć wspólnotę, w tym wypadku przypominają dzikie zwierzęta, które tylko czekają na dobry moment, aby rzucić się komuś do gardła. Nie ma tu miejsca na uczciwość, lojalność, pomoc, godność, czy szacunek dla drugiego człowieka. Już sam moment założycielski wyprawy jest naznaczony kłamstwem i zbrodnią. Chodzi o to, by zatopić statek w sprzyjających „tragedii” warunkach i zarobić fortunę na otrzymanym później odszkodowaniu. Plan pozornie doskonały szybko się komplikuje. Problemem jest lekarz okrętowy, człowiek dziwny, bo godzący się na marne zarobki, człowiek z przeszłością, walczący niegdyś w Indiach i, jak się okaże, zadający zbyt dużo pytań. Groza, pochłaniająca coraz bardziej płynących donikąd wielorybników, sportretowana jest tak, że niemal namacalnie odczuwamy duszną atmosferę i brak możliwości wyzwolenia towarzyszące bohaterom. Wspomniane zło, które zaczyna triumfować w sposób brutalny, odrażający, chciałoby się powiedzieć, barbarzyński, staje się częścią niemalże filozoficznej dysputy nad możliwościami tkwiącymi w człowieku, nad etycznym uwikłaniem jego czynów, nad sensem i potrzebą moralności, nad siłą zbrodni i pozorną słabością prawości. McGuire napisał powieść niepokojącą, tradycyjną, jeśli chodzi o pomysł, nowoczesną pod względem realizacji, oryginalną w swojej wymowie, mroczną, ale i filozoficzną zarazem. Bardzo dobre.


Ian McGuire, Na wodach Północy, przeł. Bartosz Kurowski, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2017. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz