niedziela, 27 marca 2016

Nieuchronność losu (P. Pelica, Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy)

Powieść Patrycji Pelicy wpisuje się w coraz bardziej wyraźną tendencję widoczną w tzw. literaturze kobiecej polegającą z jednej strony na graniu rozwiązaniami bliskimi literaturze środka, z drugiej na budowaniu opowieści na tle szeroko zakrojonego tła społeczno-historycznego. Takimi cechami charakteryzują się np. „Skazy” Izabeli Żukowskiej, trylogia „Stulecie Winnych” Ałbeny Grabowskiej czy „Rozdroża” i „W obcym domu” Sabiny Waszut. Z wielką radością odnotowuję ten fakt, gdyż polskiej literaturze popularnej zdecydowanie brakowało pewnego rozmachu wynikającego z przyjęcia konwencji sagi rodzinnej. Na szczęście, to się zmienia. Patrycja Pelica decyduje się na ciekawy i nieco ryzykowny zabieg fabularny. Wydarzenia, które opisuje, nie są prezentowane czytelnikowi w trybie kategorycznym. Sięganie do przeszłości i rekonstruowanie tego, co przed laty się wydarzyło, odbywa się w trybie przypuszczającym. Nie wiadomo tak naprawdę do końca, co czuli bohaterowie, co myśleli, dlaczego zdecydowali się na taki, a nie inny czyn. Fakt, iż autorka operuje zaledwie szkicami scen, obrazami odtwarzającymi klimat z przeszłości, okazuje się dużym atutem. Dzięki temu pozostawia pewne pole manewru czytelnikowi, który uruchomiwszy wyobraźnię, część spraw musi sobie dopowiedzieć. Jednocześnie taki zabieg pozwala sugestywniej oddać klimat opisywanej luterańskiej plebanii. Autorka opowiada swoją historię w nieco patetycznym stylu. Fakt ten początkowo drażni, potem trochę się do niego przyzwyczajamy – tak jakby pewna teatralność, wzniosłość, umowność wydarzeń miała nas zbliżyć do przypowieści, której przesłaniem jest przekonanie, że to, co ma nadejść, wcześniej czy później się wydarzy, nie ma przed tym ucieczki. Można by powiedzieć, że Pelica, decydując się na taki akurat styl, nazbyt mocno zapatrzyła się w „Wichrowe Wzgórza” Emily Brontë. Tego typu naśladownictwo bywa ryzykowne, ale ponieważ opowieść zaproponowana przez autorkę jest interesująca, trudno byłoby obronić tezę, że maniera ta dyskwalifikuje książkę. Pelica, portretując losy rodziny Ritterów, każe swoim bohaterom mierzyć się z problemem obcości i trudnościami ze zdefiniowaniem własnej tożsamości. Kwestia określenia tego, czy jest się Niemcem, czy Polakiem, i odkrycie, że sąsiedzi mogą nagle stać się wrogami, staje się doświadczeniem reprezentantów kolejnych pokoleń wychowujących się na plebanii. Interesującą postacią jest Martin, założyciel rodu, pastor, człowiek próbujący dbać o rodzinę za wszelką cenę i traktujący mieszkańców mazurskiej wsi jako przedstawicieli jednej wspólnoty. Mężczyzna jest opoką dla wszystkich tych, których ranią ludzie i historia. Warto również zwrócić uwagę na postaci kobiet, które skonstruowane zostają tak, że ma się wrażenie, iż kolejna bohaterka dziedziczy coś z tej, która była przed nią. Książka Pelicy zasługuje na uwagę przede wszystkim z tego powodu, iż skupiając się na codzienności, pokazuje, że bycie w miejscu odizolowanym od wydarzeń wielkiego świata nie chroni przed złem wpisanym w Historię. To, co burzy spokój w wymiarze publicznym, zniszczy też spokój w przestrzeni prywatnej – zależności tej nie da się uniknąć.


Patrycja Pelica, Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy, Wyd. Muza, Warszawa 2016.

1 komentarz:

  1. mAm tę ksiażkę i ona bardzo mnie wołą, mam na nią ochotę, ale kurczę mam jakiś grafik ;)

    OdpowiedzUsuń