czwartek, 15 stycznia 2015

Koniec pewnego świata (N. Lewis, Głosy starego morza)

Rybacka wioska Farol staje się w tej reporterskiej opowieści miejscem skojarzonym z bezpieczeństwem, ale i miejscem, w które wpisane jest zagrożenie wynikające z ekspansji nowego. Lewisowi udaje się sportretować ten mały, zamknięty świat w chwili, kiedy się zmienia. To, co konstytuowało tożsamość wioski przez lata, odchodzi w przeszłość, a otwarcie się na turystów zamienia się w triumfujący spektakl samozniszczenia. Lewis jest nie tylko uważnym obserwatorem, dostrzegającym szczegóły, których nikt nie zauważa, choć są ważne, ale też uczestnikiem wydarzeń. Chęć odpoczynku i wycofania się po wojnie skutkuje wejściem w tę hermetyczną, rządzącą się swoimi prawami społeczność. Wieś, w której zamieszkuje autor, opiera się na władzy matriarchalnej (malowniczy portret Babci) oraz panoszących się wszędzie kotach. Życie toczy się tutaj od połowu do połowu. Kiedy ryby zostają sprzedane, mieszkańcy mają pieniądze, jeśli wyprawy w morze są nieudane, żyją na kredyt. Z wioską Farol sąsiaduje wioska rolników. W niej źródłem utrzymania jest las korkowy, zaś wszędobylskie koty zastępują psy. Niewchodzenie sobie w drogę, zgoda i współpraca pewnego dnia odchodzą w niepamięć. Być może zapowiedzią końca było już to, że rybacy nieszczególnie przejęli się usychaniem lasu, stanowiącego podstawę bytowania rolników. Być może zwiastunem nadchodzącej katastrofy były ryby, których udawało się złapać mniej niż kiedyś. Być może źródłem kryzysu była łatwość, z jaką mieszkańcy Farol poddali się cudzej sile przekonywania. Lewis pokazuje bowiem, że za zasadami, zwyczajami, przesądami, budującymi fundament pielęgnowanej tradycji, kryje się również ta ciemna strona. Mrok ujawnia się wówczas, gdy ten Inny zostaje napiętnowany i gdy odrzucenie burzy wypracowany przez lata spokój. Lewis bardzo sugestywnie oddaje rytm biografii wsi, w której ryby, koty i kozy odgrywają pierwszoplanowe role. Codzienność jest celebrowana w opowieściach, które powstają w barze. Odpoczynek dzieje się w cieniu przedziwnej, odstraszającej swoim widokiem, syreny. Nikt nie chce na nią patrzeć, ale nikt też nie wyobraża sobie jej zniknięcia. Nowe, związane z przybyciem turystów, przynosi konsekwencje, których nie da się cofnąć. Zniszczona przyroda, porzucenie wykonywanych od wieków zajęć, zburzenie struktury, na której opiera się miejscowa społeczność, wreszcie zmiana, jaka zachodzi w systemie wartości. Lewis bardzo wiarygodnie oddaje nieuchronność zmian, ale i ich bezlitosność, barbarzyństwo wpisane w nowoczesność, ale i brutalność związaną z tradycją, wreszcie stałość wypieraną przez tymczasowość. Dzięki temu historia ta staje się nie tylko opowieścią o wiosce Farol, ale i czymś więcej – metaforą tego, co się powtarza w różnych miejscach i w różnym czasie.


Norman Lewis, Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii, przeł. Janusz Ruszkowski, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz