Napisanie dzisiaj reportażu o mieście wiąże się z dużym ryzykiem. Dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze, taka książka od razu staje się częścią grupy książek będących także projektami skoncentrowanymi na mieście, po drugie, nie tak łatwo jest znaleźć własny język dla opisu miejsca, które z jakiegoś powodu nas ciekawi, po trzecie wreszcie, zdarza się, że miasto wybrane przez twórcę ma już swoich admiratorów i niejako automatycznie nowa książka będzie porównywana z tymi wcześniejszymi. Aleksandra Boćkowska, decydując się na reporterską opowieść o Gdyni, mierzy się właściwie z trzema wskazanymi kwestiami. I wychodzi z tej próby zwycięsko. Trudno co prawda uznać jej książkę za pełną opowieść o mieście, ale nie o taki typ historii chodzi. „Gdynię” należy czytać jako dopowiedzenie, uzupełnienie, historię trochę na opak, wreszcie tekst będący w dialogu z innymi powstającymi o tym mieście. Boćkowska, choć sięga do przeszłości i do mitu miasta szczególnego, to jednocześnie raczej patrzy w stronę teraźniejszości. Zadaje ważne pytania o to, co tak naprawdę pozostało w Gdyni z jej mitu i czy Gdynia XXI wieku jest w stanie stworzyć podobnie mocno oddziałujące na wyobraźnię obrazy, jak te z okresu PRL czy wcześniejsze. Ciekawym zabiegiem okazuje się nieustanne lawirowanie między nowością, byciem kimś z zewnątrz, a osiedleniem i poczuciem, że jest się z tego miasta. Co konstytuuje tożsamość, której fundamenty sięgają miejsca? – to jedno z zagadnień powracających w tle. Na uwagę zasługuje również uchwycenie pewnej ciągłości przy jednoczesnym odnotowywaniu zmian. W tym, co jest lub w tym, co nastało później, mieszkańcy widzą także to, co było. Dzieje się tak dzięki pamięci, wyobrażeniom, poczuciu trwałości mitów kształtujących wizerunek miasta. Intrygujące.
Aleksandra Boćkowska, Gdynia. Pierwsza w Polsce, Wyd. Czarne, Wołowiec 2025.