Katowiczanka i autorka reportaży o Katowicach decyduje się napisać książkę o Sosnowcu. Dla niezaznajomionych z tym, co dzieli mieszkańców obu miast, nie będzie w tym nic dziwnego, jednak dla tych, którzy różnice między Górnym Śląskiem a Zagłębiem Dąbrowskim znają, decyzja ta może być uznana za prowokacyjną. Trochę żartuję, ale autorka nie ukrywa, że w pewnym sensie pojawia się w Sosnowcu jako ktoś z zewnątrz, ktoś obcy, ktoś z zupełnie innego świata. Ten akurat moment w książce dobrze uzasadnia zaznaczenie odautorskiej obecności. W dalszych partiach książki ma się wrażenie, że miejscami dobrze byłoby usunąć te zdania, które do reporterskiego śladu się odnoszą. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z książką ciekawie zaprojektowaną, w której perspektywa osoby rozeznanej w temacie konkuruje z perspektywą osoby pytającej, dowiadującej się „tu i teraz”, szukającej odpowiedzi. Ta dwoistość dobrze wychwytuje skomplikowane losy regionu, o którym mowa, a w zamyśle szczegółowym miasta wskazanego w tytule. Autorka dobrze wydobywa te wydarzenia, które pokazują skomplikowane losy mieszkańców Sosnowca, wielokulturowość, praktykę wymazywania przeszłości, a także proces stygmatyzacji dziejący się w narracji przychodzącej z zewnątrz i charakteryzującej miejsce. W trakcie lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że towarzyszymy procesowi odsłaniania kolejnych warstw miasta – tych niesłusznie zapomnianych, tych istniejących, ale niedostrzeganych z przyzwyczajenia, tych wartych przypomnienia, bo zbyt łatwo z historii miasta wymazanych. Mamy więc do czynienia z Wielką Historią w mikroskali. Annie Malinowskiej udaje się pokazać, że pojawiające się w podtytule „nic śląskiego” nie jest tylko dystansowaniem się w stosunku do Górnego Śląska, ale stanowi własną, wielowątkową, fascynującą opowieść.
Anna Malinowska, Sosnowiec. Nic śląskiego, Wyd. Czarne, Wołowiec 2024.