Reportaż o początkach pandemii koronawirusa to lektura konieczna i ważna. Z wielu powodów. Na plan pierwszy wysuwa się poświęcenie autora, który z narażeniem własnego bezpieczeństwa i zdrowia pojechał do Wuhan wtedy, kiedy tak naprawdę nie było do końca wiadomo, z czym mamy do czynienia i jakie mogą być konsekwencje zetknięcia się z chorymi. Jego postawa i działalność to nie tylko ważne świadectwo tego wszystkiego, co działo się na początku, ale przede wszystkim odsłonięcie reguł rządzących dziennikarstwem w Chinach. Reporter musi działać w ukryciu, za pisanie o faktach grozi więzienie, a przerażający i nieznany wirus jest w dużej mierze ignorowany przez biurokrację. Autor obecnie mieszka w Australii. Drugi ważny motyw dominujący w książce to zderzenie zwykłego człowieka z systemem i bezradność tego pierwszego wobec bezduszności i obojętności instytucji państwowych. Reporter odsłania samotność i strach panujące w odizolowanym od świata, opustoszałym mieście, w którym śmierć zaczyna zbierać swoje żniwo, a pomoc okazuje się często tylko złudzeniem. Ten trzeci wątek, który wydaje się istotny, wiąże się z dwoma poprzednimi. Stanowi bowiem opowieść o tym, że nawet w sytuacji ekstremalnej, kiedy zdrowie i życie obywateli jest realnie zagrożone, pojedynczy człowiek w państwie niedemokratycznym nie liczy się. Ważniejszy od jego bezpieczeństwa i losów jest pozór, który udaje się stworzyć dzięki sugerowaniu możliwie długo, że nic niepokojącego się nie dzieje. Trudno nie zderzyć tego postępowania chociażby z tym, co się działo propagandowo wokół Wielkiego Głodu przed laty. Pewien schemat działania pozostaje nadzwyczaj trwały. Reportaż o Wuhan to także opowieść o kontrolowaniu pamięci oraz o narzucaniu jednej właściwej reakcji – zapomnienia tego, co miało miejsce i co przynosiło śmierć bliskim, zapomnienia, bo tak chce państwo. Warto!
Muron Xuecun, Śmiertelnie ciche miasto. Historie w Wuhanu, przeł. Hanna Pustuła-Lewicka, Wyd. Czarne, Wołowiec 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz