wtorek, 31 grudnia 2019

Dulscy, czyli spektakl obowiązkowy!


Właśnie wróciłam z premiery spektaklu "Dulscy. Tragifarsa kołtuńska" w Teatrze im. S. Jaracza. Sztuka zdecydowanie warta obejrzenia - idźcie więc, a się nie zawiedziecie. To klasyka, która się nie starzeje, ale reżyseria i adaptacja Wojciecha Malajkata znakomicie wydobywają z tekstu jego aktualność. Zwłaszcza że to wcale nie tak częste w teatrze - umieć dobrze, celnie, ale bez przesady uwspółcześnić tekst. Malajkat wierzy w inteligencję odbiorcy i ma duże wyczucie literackie. Opowieść zostaje zdominowana przez ekspansywność zachowania i deklaracji Zbyszka (w tej roli Dawid Dziarkowski). Intensywność jego odcinania się od kołtuństwa stopniowo słabnie, a cichnie całkowicie, gdy tak naprawdę jest potrzebne zdystansowanie się do krytykowanego stylu życia. Zbyszko toczy więc cały czas grę - najpierw kogoś, kto jest przeciw, potem kogoś, kto został zmuszony do zaprzestania oporu. Przeciwwagą dla niego jest inną postać męska, czyli Felicjan. Pan Dulski (Wojciech Malajkat) milczy, pomrukuje, przechadza się. Został całkowicie spacyfikowany i znakomicie mową ciała pokazuje, kim za jakiś czas będzie Zbyszko. Pozostałe postaci również można potraktować jako pary. Świetne Pani Dulska (Marzena Bergmann) - cyniczna, bezpardonowa, prowadząca swoją walkę o pozory bez udawania - i Juliasiewiczowa (Milena Gauer) - której wydaje się, że jeszcze wybiera i jeszcze ma coś z życia, ale tak naprawdę niewiele różni się od swojej ciotki. Warto docenić również siostry Zbyszka - jedna zepsuta, zafascynowana dorosłością, momentami okrutna, druga naiwna, pełna nierealnych wyobrażeń o świecie (Antonina Cydzik i Aleksandra Tokarczyk). Znakomicie wypada też Hanka (Marta Markowicz) - zwłaszcza wtedy, gdy rodzi się w niej bunt i krzyczy prosto w twarz Dulskiej swoje żądania. To ona mentalnie z Dulską wygrywa. Nie udaje się to ani jej chrzestnej - dobra rola akcentująca klasowość konfliktu (Alicja Kochańska), ani sąsiadce - niedoszłej samobójczyni (Aleksandra Kolan). I ta ostatnia scena - rodzinny portret, bez skazy, idealny, a tak naprawdę brudny i odrażający. Bardzo dobre.

piątek, 27 grudnia 2019

Reportaż i gatunkowe problemy


Popularność reportażu jako gatunku skutkuje m.in. coraz mocniej dostrzegalnymi problemami, jakie mają reporterzy z gatunkiem właśnie. Cieszy duży wybór książek i przełamanie dotychczasowego niepisanego monopolu wydawnictwa Czarne. Bardzo obiecująco rozwijają się chociażby reporterskie serie Wydawnictwa Poznańskiego i Dowodów na Istnienie. Ukazuje się dużo debiutów, potwierdzających i umacniających tendencję publikowania książek nie jako zbiorów tekstów prasowych, ale pomyślanych jako niezależne oddzielnych projektów. Niepokoi natomiast łatwość, z jaką mówi się o danym tytule jako o reportażu oraz posługiwanie się określeniem reportaż i deklaracją przekraczania gatunku dla przykrycia własnych słabości warsztatowych i literackiej niedoskonałości. Na zdjęciu kilka tytułów, które stanowią potwierdzenie tego, że świetny temat nie zawsze wystarczy. Właściwie tylko Filip Springer w „Dwunaste. Nie myśl, że uciekniesz” (na zdjęciu inna książka) radzi sobie z koncepcyjnym opracowaniem tego, co mogłoby być słabością tekstu, a w tym akurat przypadku nie jest. Stasia Budzisz zbyt mocno bazuje na statystycznych podsumowaniach, oddalając się od swoich bohaterów i portretując ich powierzchownie. Karolina Kuszyk idzie utartym szlakiem i nie wnosi zbyt wiele nowego do tematu dobrze opisanego i szeroko dyskutowanego chociażby w latach 90. XX wieku. Olga Gitkiewicz tematem trafia w dziesiątkę, nie radzi sobie natomiast z formą. Paweł Piotr Reszka właściwie nie poszerza tej porażającej wiedzy, którą uzyskaliśmy wcześniej od Jana Tomasza Grossa. A szkoda, bo ukontekstowienie historycznej tradycji okradania zmarłych (np. na polach bitewnych) oraz postawienie nieoczywistych pytań o mentalność wsi (np. zderzenie kopaczy ze szmalcownikami) pozwoliłoby pójść w rozważaniach kilka kroków dalej. Razi też bezmyślne powtarzanie w mediach określenia reportaż fabularyzowany w kontekście minipowieści „Obłęd” Justyny Kopińskiej. Świadczy to o całkowitym niezrozumieniu specyfiki gatunku. Przykłady można by mnożyć. A 2020 rok pewnie przyniesie też nowe.

Filip Springer, Dwunaste. Nie myśl, że uciekniesz, Wyd. Czarne, Wołowiec 2019; Stasia Budzisz, Pokazucha. Na gruzińskich zasadach, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019; Karolina Kuszyk, Poniemieckie, Wyd. Czarne, Wołowiec 2019; Olga Gitkiewicz, Nie zdążę, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2019; Paweł Piotr Reszka, Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota, Wyd. Agora, Warszawa 2019; Justyna Kopińska, Obłęd, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2019.

wtorek, 24 grudnia 2019

Codzienność przeanalizowana (M. Tabaczyński, Pokolenie wyżu depresyjnego)


„Frywolnie smutna książka” – to określenie z okładki, która zwraca uwagę. Przewrotne określenie, bo i przewrotna to publikacja. Już tytuł pozwala na podwójne – ironiczne i całkiem serio – odczytanie. Michał Tabaczyński, na szczęście, unika patosu, epatowania smutkiem i próby diagnozowania pokolenia. Pewna cecha charakterystyczna, zaakcentowana we wspomnianym tytule, staje się obiektem eseistycznej refleksji utrzymanej w erudycyjnym, ironicznym oraz socjologicznie i kulturoznawczo celnym tonie. Kilkanaście godzin z życia, czyli wiwisekcja codzienności, układa się nie tylko w ciąg powtarzalnych wydarzeń, ale i ciąg skojarzeń lekturowych, dla których to, co pozornie nieistotne, urasta do rangi czegoś bardzo ważnego. Autor znakomicie łączy perspektywę autobiograficzną z perspektywą twórcy, który dostrzega więcej, czasami mocniej przeżywa, zdarza się, że znajduje porozumienie tekstowe z innymi odczuwającymi podobnie. W pewnym więc sensie mamy do czynienia ze świadomie, bo twórczo zaplanowanymi zapiskami i z notatnikiem niebanalnych lektur jednocześnie. Analiza depresyjności zwykłej codzienności zamienia się w analizę depresyjności jako tematu literatury. Ta metaświadomość i to metaprzeżywanie rodzi ciekawy efekt stylistyczny. Esej Tabaczyńskiego momentami bardzo bliski jest prozie, a w fakcie wytwarzania wielu dodatkowych znaczeń pozwala na intrygujące dostrzeżenie związku między tym, co indywidualne, a tym, co polifoniczne. Intrygująco zaplanowane są również tytuły poszczególnych rozdziałów, układające się w oddzielną opowieść, rozszerzoną i rezonującą jeszcze innymi znaczeniami w tekście właściwym. Warto.

Michał Tabaczyński, Pokolenie wyżu depresyjnego, Wyd. korporacja ha!art, Kraków 2019.