Właśnie
wróciłam z premiery spektaklu "Dulscy. Tragifarsa kołtuńska" w
Teatrze im. S. Jaracza. Sztuka zdecydowanie warta obejrzenia - idźcie więc, a
się nie zawiedziecie. To klasyka, która się nie starzeje, ale reżyseria i
adaptacja Wojciecha Malajkata znakomicie wydobywają z tekstu jego aktualność.
Zwłaszcza że to wcale nie tak częste w teatrze - umieć dobrze, celnie, ale bez
przesady uwspółcześnić tekst. Malajkat wierzy w inteligencję odbiorcy i ma duże
wyczucie literackie. Opowieść zostaje zdominowana przez ekspansywność
zachowania i deklaracji Zbyszka (w tej roli Dawid Dziarkowski). Intensywność
jego odcinania się od kołtuństwa stopniowo słabnie, a cichnie całkowicie, gdy
tak naprawdę jest potrzebne zdystansowanie się do krytykowanego stylu życia.
Zbyszko toczy więc cały czas grę - najpierw kogoś, kto jest przeciw, potem
kogoś, kto został zmuszony do zaprzestania oporu. Przeciwwagą dla niego jest
inną postać męska, czyli Felicjan. Pan Dulski (Wojciech Malajkat) milczy,
pomrukuje, przechadza się. Został całkowicie spacyfikowany i znakomicie mową
ciała pokazuje, kim za jakiś czas będzie Zbyszko. Pozostałe postaci również
można potraktować jako pary. Świetne Pani Dulska (Marzena Bergmann) - cyniczna,
bezpardonowa, prowadząca swoją walkę o pozory bez udawania - i Juliasiewiczowa
(Milena Gauer) - której wydaje się, że jeszcze wybiera i jeszcze ma coś z
życia, ale tak naprawdę niewiele różni się od swojej ciotki. Warto docenić
również siostry Zbyszka - jedna zepsuta, zafascynowana dorosłością, momentami
okrutna, druga naiwna, pełna nierealnych wyobrażeń o świecie (Antonina Cydzik i
Aleksandra Tokarczyk). Znakomicie wypada też Hanka (Marta Markowicz) -
zwłaszcza wtedy, gdy rodzi się w niej bunt i krzyczy prosto w twarz Dulskiej
swoje żądania. To ona mentalnie z Dulską wygrywa. Nie udaje się to ani jej
chrzestnej - dobra rola akcentująca klasowość konfliktu (Alicja Kochańska), ani
sąsiadce - niedoszłej samobójczyni (Aleksandra Kolan). I ta ostatnia scena -
rodzinny portret, bez skazy, idealny, a tak naprawdę brudny i odrażający.
Bardzo dobre.
wtorek, 31 grudnia 2019
piątek, 27 grudnia 2019
Reportaż i gatunkowe problemy
Popularność
reportażu jako gatunku skutkuje m.in. coraz mocniej dostrzegalnymi problemami,
jakie mają reporterzy z gatunkiem właśnie. Cieszy duży wybór książek i
przełamanie dotychczasowego niepisanego monopolu wydawnictwa Czarne. Bardzo
obiecująco rozwijają się chociażby reporterskie serie Wydawnictwa Poznańskiego
i Dowodów na Istnienie. Ukazuje się dużo debiutów, potwierdzających i
umacniających tendencję publikowania książek nie jako zbiorów tekstów
prasowych, ale pomyślanych jako niezależne oddzielnych projektów. Niepokoi
natomiast łatwość, z jaką mówi się o danym tytule jako o reportażu oraz
posługiwanie się określeniem reportaż i deklaracją przekraczania gatunku dla
przykrycia własnych słabości warsztatowych i literackiej niedoskonałości. Na
zdjęciu kilka tytułów, które stanowią potwierdzenie tego, że świetny temat nie
zawsze wystarczy. Właściwie tylko Filip Springer w „Dwunaste. Nie myśl, że
uciekniesz” (na zdjęciu inna książka) radzi sobie z koncepcyjnym opracowaniem
tego, co mogłoby być słabością tekstu, a w tym akurat przypadku nie jest.
Stasia Budzisz zbyt mocno bazuje na statystycznych podsumowaniach, oddalając
się od swoich bohaterów i portretując ich powierzchownie. Karolina Kuszyk idzie
utartym szlakiem i nie wnosi zbyt wiele nowego do tematu dobrze opisanego i
szeroko dyskutowanego chociażby w latach 90. XX wieku. Olga Gitkiewicz tematem
trafia w dziesiątkę, nie radzi sobie natomiast z formą. Paweł Piotr Reszka
właściwie nie poszerza tej porażającej wiedzy, którą uzyskaliśmy wcześniej od
Jana Tomasza Grossa. A szkoda, bo ukontekstowienie historycznej tradycji
okradania zmarłych (np. na polach bitewnych) oraz postawienie nieoczywistych
pytań o mentalność wsi (np. zderzenie kopaczy ze szmalcownikami) pozwoliłoby
pójść w rozważaniach kilka kroków dalej. Razi też bezmyślne powtarzanie w
mediach określenia reportaż fabularyzowany w kontekście minipowieści „Obłęd” Justyny
Kopińskiej. Świadczy to o całkowitym niezrozumieniu specyfiki gatunku.
Przykłady można by mnożyć. A 2020 rok pewnie przyniesie też nowe.
Filip Springer, Dwunaste. Nie myśl, że uciekniesz, Wyd. Czarne, Wołowiec 2019; Stasia Budzisz, Pokazucha. Na gruzińskich zasadach, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019; Karolina Kuszyk, Poniemieckie, Wyd. Czarne, Wołowiec 2019; Olga Gitkiewicz, Nie zdążę, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2019; Paweł Piotr Reszka, Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota, Wyd. Agora, Warszawa 2019; Justyna Kopińska, Obłęd, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2019.
wtorek, 24 grudnia 2019
Codzienność przeanalizowana (M. Tabaczyński, Pokolenie wyżu depresyjnego)
„Frywolnie
smutna książka” – to określenie z okładki, która zwraca uwagę. Przewrotne określenie,
bo i przewrotna to publikacja. Już tytuł pozwala na podwójne – ironiczne i
całkiem serio – odczytanie. Michał Tabaczyński, na szczęście, unika patosu,
epatowania smutkiem i próby diagnozowania pokolenia. Pewna cecha charakterystyczna,
zaakcentowana we wspomnianym tytule, staje się obiektem eseistycznej refleksji
utrzymanej w erudycyjnym, ironicznym oraz socjologicznie i kulturoznawczo
celnym tonie. Kilkanaście godzin z życia, czyli wiwisekcja codzienności, układa
się nie tylko w ciąg powtarzalnych wydarzeń, ale i ciąg skojarzeń lekturowych,
dla których to, co pozornie nieistotne, urasta do rangi czegoś bardzo ważnego. Autor
znakomicie łączy perspektywę autobiograficzną z perspektywą twórcy, który
dostrzega więcej, czasami mocniej przeżywa, zdarza się, że znajduje
porozumienie tekstowe z innymi odczuwającymi podobnie. W pewnym więc sensie
mamy do czynienia ze świadomie, bo twórczo zaplanowanymi zapiskami i z
notatnikiem niebanalnych lektur jednocześnie. Analiza depresyjności zwykłej
codzienności zamienia się w analizę depresyjności jako tematu literatury. Ta
metaświadomość i to metaprzeżywanie rodzi ciekawy efekt stylistyczny. Esej
Tabaczyńskiego momentami bardzo bliski jest prozie, a w fakcie wytwarzania
wielu dodatkowych znaczeń pozwala na intrygujące dostrzeżenie związku między
tym, co indywidualne, a tym, co polifoniczne. Intrygująco zaplanowane są
również tytuły poszczególnych rozdziałów, układające się w oddzielną opowieść,
rozszerzoną i rezonującą jeszcze innymi znaczeniami w tekście właściwym. Warto.
Michał
Tabaczyński, Pokolenie wyżu depresyjnego, Wyd. korporacja ha!art, Kraków 2019.