wtorek, 27 sierpnia 2019

Pretensjonalny świat twórcy (Ż. Słoniowska, Wyspa)


Choć debiutancka powieść Słoniowskiej „Dom z witrażem” nie zachwyciła mnie, z dużym zainteresowaniem przyjęłam fakt opublikowania przez autorkę drugiej książki. Liczyłam na to, że pisarka okaże się w swoich rozwiązaniach fabularnych dużo mniej schematyczna niż było to wcześniej. Niestety, rozczarowałam się. „Wyspa” to powieść korzystająca ze zgranych w literaturze motywów. Nie ma w tym nic złego, bo sztuką jest to, co dobrze znane, opowiedzieć tak, by zaskakiwało i otwierało na nowe. Tak jednak nie jest w tym przypadku. Tytułowa wyspa to miejsce, do którego przybywa nieco znudzony i zmanierowany pisarz na pobyt artystyczny. W domu, w którym mieszkają literaci, spotyka kobietę. To Muriel, którą poznał niegdyś na konferencji i która, choć starsza od niego o kilkanaście lat, zrobiła na nim duże wrażenie. Cała historia opiera się na budowaniu napięcia między mężczyzną a kobietą oraz zastanawianiem się, czy pożądanie i pragnienie ma szansę w takiej konfiguracji znaleźć ujście. Oczywiście, można by próbować interpretować tę powieść jako historię czystej fascynacji dziejącej się na tle surowej przyrody. Można by mówić, że to opowieść o kompulsywnym wypełnianiu pustki po niemożności pisania namiętnością natury cielesnej. Można by też stwierdzić, że to historia przyciągania się i oddalania, trzymania na dystans jako najlepszego sposobu na podsycanie pożądania. Można by, gdyby nie drętwy i sztuczny język, jakim posługuje się autorka, mało wiarygodne dialogi, brak wiarygodności psychologicznej i anachroniczne pojmowanie roli pisarza. To, co rzekomo jest dramatyczne i co ujawnia się w opisie małżeństwa bohatera oraz jego dylematów twórczych, ma być również wzniosłe, ważne i intensywne. Tymczasem jest śmieszne, karykaturalne i pretensjonalne. A chyba nie o to autorce chodziło.

Żanna Słoniowska, Wyspa, Wyd. Znak, Kraków 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz