„Feluni”
to zamknięcie rodzinnej i autobiograficznej trylogii, na którą składają się „Goldi”
oraz „Frascati”. Choć Ewa Kuryluk przygląda się członkom rodziny – ojcu, matce,
wreszcie bratu, to jednak ważną bohaterką każdej z tych książek jest również
ona sama. To, co publiczne, a więc życie artystyczne, dyplomatyczne, kulturalne
i polityczne, zostaje nie tyle zderzone, co raczej powiązane i wymieszane z
tym, co podwójnie intymne. Ta podwójność wyraża się w ciągłej obecności autorki
w rzeczywistości, którą opisuje – intensywność uczuć i emocji cudzych zostaje zwielokrotniona
przez odczuwanie uczestniczki wydarzeń i ich rejestratorki jednocześnie.
Podwójność jest również widoczna w niemożności bycia kimś nienaruszonym.
Intensywność emocji rodziców i tego, co dzieje się z bratem, staje się podstawą
silnej więzi łączącej członków rodziny, choć jednocześnie jest tym, co cały
czas powoduje, że więź ta narażona jest na nieustanną konieczność sprawdzania swojej
trwałości. „Feluni” to nie tylko próba opisania intensywności istnienia brata
chorego na schizofrenię. Widać w tej książce również rozpaczliwe, choć pozornie
bardzo racjonalne, zmaganie się z pamięcią. Ile uda się zapisać, ile uda się
wyrwać zapomnieniu i przemijaniu, tyle zostanie utrwalone. Będzie więc dowodem
na istnienie i dowodem na realność tych wszystkich uczuć, które w sąsiedztwie
szaleństwa i obsesji miały w sobie również zadziwiającą dosadność niedyskutowalności
sensu, o którym wie się, że ma rację bytu. Niezależnie od tego, kto w tym
tryptyku w danej odsłonie wysuwa się na plan pierwszy, zawsze obecni są wszyscy
członkowie dramatu. Dramat to jednak specyficzny – realny, ale jakby z
pogranicza snu i jawy, niepowtarzalny, ale tak wiele mówiący o graniczności
tego, co czasami jest mało widoczne, bolesny, bo pokazujący przedziwne zmagania
losu i przypadku, wpisany w prywatność i intymność, ale naznaczony Wielką
Historią. Bardzo dobre.
Ewa
Kuryluk, Feluni, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.