Autor
nie ukrywa swojego osobistego zaangażowania w opowieść prezentowaną
czytelnikom. Jesteśmy więc świadkami deklaracji pasji, zainteresowania i
kompetencji. Autor wybiera ciekawą formę – widać, że posiada znajomość wielu szczegółów,
jednak nie natkniemy się tutaj na epatowanie drobiazgami; widać, że historia ta
naznaczona jest rysem nostalgicznym, a jednak daleko jej do sentymentalizmu;
widać wreszcie, że to opowieść o schyłku pewnej epoki i o przemijaniu, a jednak
tak wiele w niej witalności i energii przywołanej z przeszłości. „Klan Kossaków”
to, oczywiście, barwna relacja z życia rodzinnego – pełnego artystycznych
uniesień, intelektualnych sporów, barwnych i wyrazistych postaci. Jednocześnie
książka ta okazuje się intrygującym portretem epoki, dla której dzisiaj, jak
się okazuje, nie tylko trudno znaleźć kontynuację, jak i niełatwo naznaczyć ją
trwałą pamięcią. Symbolicznie wybrzmiewają w tym kontekście losy miejsca, a
więc Kossakówki. Losy, wszystko na to wskazuje, przypieczętowane klęską.
Dramatyczny wydźwięk ma więc pytanie umieszczone na ostatniej stronie: „Czy tą
książką zdołam zatrzymać na chwilę ducha tego miejsca i tamtych czasów?”. Na
chwilę tak, ale tylko na chwilę, a może aż, skoro obracać się trzeba w
przestrzeni pamięci i zapomnienia, walki nierównej, materialnie zapewne
przegranej, duchowo być może zwycięskiej. Pamięć o rodzinie Kossaków jest żywa.
Sołtysik rekonstruuje losy sławnej rodziny, popularyzując zarazem wiedzę na ich
temat. Książka ta może być więc rodzajem skondensowanej, przystępnej,
atrakcyjnie podanej wersji tego, co tak naprawdę można by rozpisać na wiele
tomów. Utrzymana w gawędziarskim stylu zachęca do dalszych poszukiwań, pozwala
przypomnieć historię Kossaków, wreszcie okazuje się pretekstem do refleksji na
temat przemijania tego, co wielkie, jednak dziejące się nie tylko w wymiarze historycznym,
ale również tym bliskim i rozgrywającym się niemalże na naszych oczach.
Marek
Sołtysik, Klan Kossaków, Wydawnictwo Arkady, Warszawa 2018.