Vigdis
Hjorth sięga po temat dosyć często się pojawiający w literaturze. Co prawda na
okładce ów problem, wokół którego narastają przez lata emocje i za sprawą którego
coraz większy mur dzieli członków rodziny, zostaje przemilczany, to jednak
domyślenie się, o co chodzi, jest łatwe. Na uwagę zasługuje nieoczywistość tytułowego
spadku. Na plan pierwszy wysuwa się testament, jaki stanie się powodem sporu
między dorosłymi dziećmi a rodzicami oraz między rodzeństwem. Podjęcie decyzji
dotyczącej dziedziczenia majątku to rodzaj otwartej właśnie puszki Pandory.
Prowadzi do uruchomienia wspomnień, nawiązania nowych sojuszy, przypomnienia
sobie powodów odrzucenia i odtrącenia, odczucia na nowo okrucieństwa, odkrycia,
że jest się ciągle zranionym dzieckiem. Głowna bohaterka jest nie tylko
ignorowaną w swoim jestestwie córką i siostrą, okazuje się również zranionym i
zmuszonym do ucieczki dzieckiem. Owa ignorancja sprowadza się przede wszystkim
do odmowy. Bohaterce odmawia się prawa do wyrażania uczuć, do opowiedzenia
własnej wersji historii, do zdania relacji z tego, co ją ukształtowało i
zniszczyło jednocześnie. I właśnie ten wątek zostaje przez Hjorth znakomicie rozegrany.
Nie tylko na poziomie odczuwalnego wręcz namacalnie napięcia, ale i poprzez
odniesienia kulturowe. Fakt, iż pisarka każe swojej bohaterce odnosić się do wstrząsającego
filmu „Festen” nie jest w tym wypadku bez znaczenia. Próba odbudowania, tak to
ujmijmy, siebie, odbywa się więc poprzez odzyskiwanie języka oraz walkę o język.
Bardzo dobre.
Vigdis
Hjorth, Spadek, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz