wtorek, 31 października 2023

Intymność własnością państwa (K. Kobylarczyk, Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci)

 

Już publikacja „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” Katarzyny Kobylarczyk stanowiła przykład doskonałego połączenia erudycji i wrażliwości, eseistycznego pisania i reporterskiej czujności, wagi podejmowanych problemów w wymiarze doświadczenia zbiorowego i istotności przeżyć jednostkowych, przypisanych do konkretnych ludzi. Nie inaczej jest w najnowszej książce autorki również poświęconej Hiszpanii naznaczonej do dzisiaj konsekwencjami dyktatury Franco. W „Strupie” ważnym punktem odniesienia były kości. Wiązały się one z pytaniami bez odpowiedzi dotyczącymi tych, którzy zaginęli bez śladu podczas wojny domowej. Również w reportażu „Ciałko” to właśnie kości będą generować istotne znaczenia. Kobylarczyk nie przestaje pytać o tych, którzy zniknęli. Tym razem w centrum znajdą się tzw. ukradzione dzieci. Autorka precyzyjnie rekonstruuje proces fałszowania rzeczywistości oraz usankcjonowany przez państwo i Kościół katolicki proceder okłamywania kobiet oraz stosowania różnego rodzaju środków przymusu celem zmuszenia matek do oddania swoich dzieci. Reporterka oddaje głos konkretnym ludziom, którzy opowiadają o swoich odkryciach, poszukiwaniach, bezradności i tożsamościowym zagubieniu. To, co szczególnie uderza w relacjonowanych historiach, okazuje się niezwykle trwałym fundamentem funkcjonowania całego społeczeństwa. Otrzymujemy więc opowieść o instytucjonalnej kontroli kobiet oraz o ich podległości, o wiedzy obecnej w danej zbiorowości, lecz chronionej przed tymi, którzy byli dziećmi-podarkami, o kupowaniu dzieci i traktowaniu ich jak towaru, o klasowym uwikłaniu i pogardzie dla kobiet pochodzących z niezamożnych rodzin, o stygmatyzowaniu samotnego macierzyństwa i uprzedmiotowieniu tych, których seksualność w rozumieniu frankistowskiego prawa stała się przestępstwem. Wyjątkowo mocno wybrzmiewa fragment dotyczący tego, jak falangiści traktowali komunistki. Specjalne więzienie dla matek z dziećmi okazuje się kaźnią, a trauma związana z tym miejscem staje się często skutecznym środkiem sankcjonowania milczenia. Książka Kobylarczyk zyskuje więc także wymiar edukacyjny, bo nie od dziś można powiedzieć, że reportaż okazuje się doskonałą lekcją historii najnowszej. Lektura obowiązkowa!

 

Katarzyna Kobylarczyk, Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci, Wyd. Czarne, Wołowiec 2023.

poniedziałek, 23 października 2023

Pomiędzy (M. Lebda, Łakome)

 

Debiutancka powieść Małgorzaty Lebdy wpisuje się w grupę innych utworów ostatnich lat, dla których życie poza centrum, powrót do dzieciństwa, bliskość przyrody, nie do końca zdefiniowane, ale kształtujące tożsamość traumy stanowią ważny punkt odniesienia. Na uwagę w tym przypadku zasługuje język opowieści – z jednej strony bazujący na zdaniach krótkich, pojedynczych, następujących po sobie w szybkim tempie, z drugiej wykazujących się pomimo tej dynamiki pewną niespiesznością, łagodnością i uważnością. Ten kontrast, choć jest utrzymany właściwie od początku do końca, nie wydaje się przesadą i nie męczy w procesie lektury, raczej daje efekt włączania się i czytelniczego zaangażowania. Dodatkowym wzmocnieniem rytmu opowieści jest kategoria „pomiędzy”, która dominuje w kontekście relacji między(nie)ludzkich. Nie bez powodu zaznaczam nieoczywistość pozycjonowania człowieka w tej historii, bowiem zwierzęta i ich doświadczenia na pograniczu życia i śmierci są równie ważne jak podobne przeżycia ludzi. Co więcej, w krąg naznaczania śmiercią i rwania się do życia włączone są również rośliny, które stają się częścią owych międzygatunkowych relacji. Centralnym punktem w tym kontekście będzie ubojnia zwierząt, znajdująca się w bliskim sąsiedztwie domu babci i dziadka bohaterki-narratorki. Dźwięki, zapachy, cisza, oczekiwanie – to wszystko powiązane jest z chorobą, umieraniem, ostatecznością, ale i ozdrowieniem, ucieczką od końca i chwytaniem życia za wszelką cenę. W obu przypadkach ważne jest towarzyszenie, odsłaniające bliskość, dziedziczenie, bycie ciałem z ciała. Warto!

 

Małgorzata Lebda, Łakome, Wyd. Znak, Kraków 2023.

niedziela, 22 października 2023

Naiwność (nie)zaplanowana (Z. Rokita, Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych)

 

Rzadko zdarza się, aby po znakomitej książce, a „Kajś” Rokity do takich należał, kolejna publikacja autora była tak słaba, banalna i napisana „na kolanie”. Nie bez powodu akcentuję niechlujność i powierzchowność tej opowieści, bo od twórcy zajmującego się literaturą faktu oczekuję, że nie będzie próbował wabić czytelnika rzekomą naiwnością, lecz wykaże się przynajmniej podstawowym zaangażowaniem w to, co zwykliśmy nazywać researchem. Tymczasem Rokita zdaje się uważać, że kilka oczywistych historyjek, opartych na uproszczeniach i kulturowych kliszach, wystarczy, by opowiedzieć tak wielki temat, jakim jest kwestia tzw. Ziem Odzyskanych. W efekcie to, co ma być opowieścią o „trafianiu” z jednego miejsca do drugiego, staje się jakimś literackim potworkiem – razi uproszczeniami, infantylnością i – tak chyba trzeba powiedzieć – lekceważeniem okazywanym czytelnikowi. Rokita wymyśla tytułowe określenie Odrzania dla ziem poniemieckich, które po II wojnie światowej stały się częścią Polski. Tak naprawdę jednak nie stara się jakoś szczegółowo wyjaśnić tej koncepcji, nie buduje wokół niej jakiejś idei przewodniej, nie stara się uzasadnić tego, jakby nie było, dość zaskakującego przyporządkowania, no bo cóż wspólnego z Odrą mają dawne Prusy Wschodnie, czyli Warmia i Mazury, lub Gdańsk. Określenie to nie przekonuje i jest mocno naciągane. Warto również zwrócić uwagę na szereg uproszczeń, na które decyduje się autor. Poszczególne odwiedzane miejsca zbywa krótkimi charakterystykami. Członków Wspólnoty Kulturowej Borussia z Olsztyna z niewiadomego powodu nazywa Borussami, choć to borussianie. O Wrocławiu pisze, że właściwie przez całą wojnę było to miasto nią nietknięte. Wystarczy kilka podstawowych lektur, by wiedzieć, że Breslau stało się właściwie miejscem bez mężczyzn, bo ci zostali powołani na front. Wpływ wojny na miasto był więc znaczący, bo przecież w przypadku konfliktów zbrojnych nie chodzi tylko o zniszczenia budynków. Rokita zdaje się być zadowolony z tego, że idzie na rozmowę ze Stefanem Chwinem bez znajomości jego podstawowych utworów dotyczących powojennego Gdańska. Nie interesuje go określenie literatura małych ojczyzn, a „Weisera Dawidka” Huellego i „Hanemanna” Chwina nazywa powieściami romantycznymi. Do jednego worka wrzuca powyżej przywołane utwory oraz kryminały Marka Krajewskiego i „powieści szczecinianki Ingi Iwasiów, wałbrzyszanki Joanny Bator”, choć obie pisarki nie wszystkie utwory poświęcają swoim rodzinnym miastom. Takie uproszczenie drażni i irytuje, bo pokazuje ignorancję autora. Nie robi również wrażenia język używany przez Rokitę – albo osuwający się w kicz („w majem ukwieconym Wrocławiu”, s. 96), albo niepotrzebnie kolokwialny (np. „Stalin, chachmęcący na mapie tu i tam”, s. 99, „co tak naprawdę bierze mnie w odrzańskiej przestrzeni”, s, 120, „śmiesznawy szkielecik”, s. 138, „czasem jestem z bohaterem obryty, a czasem idę na żywioł”, s. 140). W pewnym momencie pada w książce sformułowanie: „Wróciłem właśnie z kilku odrzańskich podróży, pokręciłem się, pogadałem” (s. 176). I to jest właśnie zasada organizująca tę książkę – pokręcenie się i pogadanie, brak ciekawości dla większej liczby historii, niechęć do niuansowania, operowanie schematami, zachowywanie się tak, jakby dzisiaj nie było żadnej wiedzy o tzw. Ziemiach Odzyskanych. „Odrzania” to książka, która jest przykładem tego, jak nie powinno się uprawiać literatury faktu – to daleki od jakiegokolwiek cienia erudycji esej i jeden z najsłabszych reportaży ostatnich lat, literacka wydmuszka, od której lepiej trzymać się z daleka. Literatura zbędna!

 

Zbigniew Rokita, ODrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych, Wyd. Znak LiteraNova, Kraków 2023.