piątek, 26 maja 2023

Uwikłane w historię i zwyczaje (M. Nocuń, Miłość to cała moja wina. O kobietach z byłego Związku Radzieckiego)

 

Reporterską książkę Małgorzaty Nocuń możemy czytać równolegle z publikacją „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłany Aleksijewicz. Noblistka zresztą jest tutaj przywoływana, a powyższe skojarzenie wydaje się dość oczywiste. Nie znaczy to jednak, że autorka idzie po czyichś śladach, powtarza, powiela to, co wcześniej się już sprawdziło. Nocuń nie tylko znajduje własny sposób opowiadania, ale i stara się pokazać dużo szerszy obraz losów kobiet niż tylko w kontekście ich udziału w wielkiej wojnie ojczyźnianej i późniejszego postrzegania tegoż. Porządkującym określeniem staje się tutaj Poradziecja. Bohaterki reportażu dorastały w Związku Radzieckim, by następnie doświadczyć jego rozpadu. Natkniemy się więc tutaj na kobiety w różnym wieku. Będą i te, które całe życie rozpamiętują doświadczenie II wojny światowej i komunizmu – bo walczyły na froncie, bo przetrwały blokadę Leningradu i straszliwy głód, bo znalazły się w łagrach, bo straciły wszystko, co było dla nich ważne, a życie dla państwa okazało się fałszywym złudzeniem, bo do tej pory wierzą, że to właśnie Rosja jest czymś najważniejszym. Będą też te, które doświadczyły mocno dziejących się współcześnie konfliktów oraz uwikłania w tradycję, religię i nieistotność kobiecego życia. Będą również te, które w Ukrainie wojna zmusi do porównywania traum dzisiejszych z tymi, które przed kilkudziesięciu laty były udziałem babek. Nocuń akcentuje współistnienie narracji oficjalnej i tej odwołującej się do autentycznych przeżyć. Dobrze pokazuje, jak silna pozostaje kontrola państwa nad umysłami obywatelek, które same cenzurują własne wspomnienia i z dużymi oporami decydują się na danie świadectwa własnego istnienia. Wielość różnych doświadczeń i zarazem trwałość różnego rodzaju blokad uniemożliwiających mówienie, działanie i rozwój okazują się tak naprawdę bardzo mrocznym obrazem tego, co można by nazwać losem kobiet. W efekcie reportaż Nocuń staje się nie tylko opowieścią o specyficznych dla Poradziecji typach mentalności, ale i o niemożności znalezienia wyjścia z impasu kontroli państwa, religii i tradycji. Bardzo dobre.

 

Małgorzata Nocuń, Miłość to cała moja wina. O kobietach z byłego Związku Radzieckiego, Wyd. Czarne, Wołowiec 2023.

czwartek, 25 maja 2023

Napięcie (M. Helfer, Hałastra)

 

„Hałastra” Moniki Helfer to powieść w starym stylu, ale z pewnością nie powieść anachroniczna. To książka, w której cała historia opowiadana jest niespiesznie, ale jednocześnie losom bohaterom towarzyszy nieustanne napięcie i niepokój. To wreszcie opowieść, w której kobiece zostaje zderzone z męskim, a w tle pojawia się i Wielka Historia, i przyciąganie, które trudno do końca zdefiniować, i władza, spod której trzeba się wymknąć, i prawo do samodecydowania. Austriacka pisarka potrafi z wydarzeń pozornie zwyczajnych uczynić zapowiedź tego, co przyniesienie zagrożenie i konieczność konfrontacji. Moc kobiety pozostawionej w domu z synami wydaje się krucha i tylko pozorna. Tymczasem Helfer pokazuje, że samotność powodowana pójściem męża na wojnę może przynieść niespodziewane odkrywanie pokładów niezależności, rodzinnej wspólnoty, czy uświadomienia sobie własnych, wcześniej uśpionych potrzeb. Intrygującym motywem jest także kwestia obserwacji kobiety przez otoczenie i czekanie na odpowiedni moment, by móc ją podporządkować. Na uwagę zasługuje problem wykorzystywania posiadanej władzy oraz dostępu do pożądanych dóbr materialnych. Przekonanie, że po wszystko można sięgnąć i wszystko można kupić zostaje zderzone z niezależnością bohaterki i jej dzieci. W pewnym więc sensie „Hałastra” okazuje się opowieścią o życiu na własnych zasadach. Nawet wtedy, gdy wspomniane własne zasady dopiero się kształtują i wyczuwane są dość intuicyjnie. Ciekawie zostają tutaj rozegrane różnice klasowe. Na plan pierwszy wysuwa się bowiem człowieczeństwo i to ono determinuje tożsamościowe rozpoznania portretowanych postaci.

 

Monika Helfer, Hałastra, przeł. Arkadiusz Żychliński, Wyd. Filtry, Warszawa 2023.

środa, 24 maja 2023

Do trzech razy sztuka (D. Kotas, Czerwony młoteczek)

 

Wśród ukazujących się ostatnio nowości dostrzec można wyraźną tendencję zwrotu w kierunku autobiografizmu wśród debiutujących lub będących na początku swojej pisarskiej drogi autorek. Zjawisko to z jednej strony wpisuje się w deklarowaną w przestrzeni publicznej potrzebę mówienia o różnego rodzaju dolegliwościach natury psychicznej, z drugiej jest, a przynajmniej powinno być, próbą znalezienia języka dla opowiedzenia własnej historii w taki sposób, by była ona nie tyle wypisem z prywatnego dziennika, co przede wszystkim literaturą. Osoby odwołujące się do własnej biografii czasami proponują najzwyklejszą grafomanię (np. „Oto ciało moje” Aleksandry Pakieły – bulimia), czasami dość przeciętne teksty (np. „Jak płakać w miejscach publicznych” Emilii Dłużewskiej – depresja), czasami bardzo dobre (np. „Synu, jesteś kotem” Katarzyny Michalczak – spektrum autyzmu). Wbrew temu, co niektórzy sądzą, możliwość utożsamienia się z niektórymi opisanymi sytuacjami z racji doświadczania podobnych stanów psychicznych, jeszcze nie oznacza, że mamy do czynienia z dobrą literaturą. Autobiograficzny kontekst nie chroni też tekstu przed odbiorem krytycznym. Ewentualny szantaż emocjonalny, który bywa stosowany przy argumentacji, że autor lub autorka pisze o sobie, należy więc unikać negatywnego opiniowania, można skwitować obojętnym wzruszeniem ramion i potraktować jako dowód niezrozumienia tego, czym jest literatura. W odbiorze tekstu nie oceniamy przecież zwierzeń i problemów twórcy lub twórczyni, ale to, w jaki sposób zostały one opowiedziane. Jak w kontekście powyższych rozważań sytuuje się nowa proza Doroty Kotas? Po bardzo dobrych „Pustostanach” i całkiem dobrych „Cukrach” „Czerwony młoteczek” rozczarowuje. I to bardzo. Autorka gra konwencją autobiograficzną, wyraźnie naprowadzając czytelnika na utożsamienie narratorki z nią samą. Niezależnie jednak od tego, jak potraktujemy wspomniane uwikłanie, osoba mówiąca w tekście nie za wiele ma do powiedzenia. Opowieść opiera się na akcentowaniu tego, że właściwie wszystkie wykonywane na co dzień czynności, także te związane z promocją książek i pisaniem, są nudne i denerwujące. Z tych narzekań jednak niewiele wynika. Proza Kotas, która wcześniej bywała gęsta, pełna napięcia, z ciekawymi rozwiązaniami dotyczącymi opisu stanów psychologicznych, tutaj zatrzymuje się na poziomie wypracowania szkolnego i to przedłużanego w nieskończoność – tak, jakby autorka musiała coś napisać, nie za bardzo wiedziała co, i pisała po prostu wszystko, co akurat przyjdzie jej do głowy. Brakuje tutaj jednak i opisów stanów psychicznych, które angażowałyby w jakiś sposób, i jakiegokolwiek tematu, który uzasadniałby wydanie tej książki. W efekcie ma się wrażenie, że to takie trochę pisanie o niczym i pisanie na siłę, po to tylko, by podtrzymać zainteresowanie autorką. Językowo słabe, problemowo nijakie. Lektura zbędna.

 

Dorota Kotas, Czerwony młoteczek, Wyd. Cyranka, Warszawa 2023.