piątek, 24 stycznia 2020

Wczoraj i dzisiaj (C. Łazarewicz, Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia)


Ci, którzy interesują się tematyką związaną z upadkiem apartheidu, walką o władzę w RPA oraz politycznymi uwikłaniami, które doprowadziły do oddania rządów w ręce prawowitych obywateli kraju, z pewnością słyszeli o zabójstwie Chrisa Haniego na początku lat 90. XX wieku oraz o tym, iż winnym morderstwa był Polak, Janusz Waluś. Dobrym kontekstem dla lektury reportażu Cezarego Łazarewicza może być chociażby „Słuszny opór” Petera Harrisa, „Trębacz z Tembisy” Wojciecha Jagielskiego czy „Zabić Haniego. Historia Janusza Walusia” Michała Zichlarza. Warto zauważyć, że choć publikacja autora „Żeby nie było śladów” nie jest jedyną poświęconą temu tematowi napisaną przez Polaka, to jednak przyjęcie innej perspektywy i skupienie się na relacjach międzyludzkich czyni z tej opowieści rzecz szczególną. Łazarewicz nie rezygnuje oczywiście z rekonstruowania faktów, jednak pozwala sobie na dostrzeganie w każdym z bohaterów opowiadanej historii człowieka naznaczonego nieoczywistością. Janusz Waluś w takim ujęciu nie tylko więc nie będzie mocowany w kontekście ideowego sporu toczącego się wokół jego czynu, ale i zostanie niejako „wyjęty” poza ów spór. Reporter widzieć w nim będzie osobę, która podjęła tragiczną w skutkach decyzję, jednak nie naznaczy portretowanej postaci stygmatem tylko i jedynie zabójcy. Wyraźnie dostrzegalne w wielu fragmentach książki skoncentrowanie się na wypowiedziach Walusia odsłoni niełatwy proces zrozumienia. I nie chodzi w tym miejscu o próbę pojęcia zbrodni, raczej o uświadomienie sobie, że i Polak, który zamordował Haniego, i ofiara wraz ze swoją legendą, i córka zabitego i inni uczestnicy wydarzeń, czy tego chcą, czy nie, pozostają świadkami czasów, które można by określić mianem zmieniania porządku świata. To, że Janusz Waluś pozostaje inspiracją dla zwolenników rasizmu i skrajnej prawicy, nie tyle odsłania obecną moc oddziaływania przestępcy, co raczej pokazuje trwałość nienawiści i konieczność nieustannego renegocjowania tego stanu rzeczy, który dla wielu osób mógł wydawać się trwały. W efekcie Cezary Łazarewicz obnaża podstawy mitu i opisuje codzienność uwikłaną w wydarzenia sprzed lat. Jednym z najbardziej symbolicznych momentów w książce jest nieoczywista więź, jaka rodzi się między córką Haniego a Januszem Walusiem. Reporterowi udaje się uchwycić to, że ostateczność pewnych czynów nie powoduje zatrzymania w czasie, a recepcja działalności, ocena winy i kary, kwestia przebaczenia czy odrzucenia żalu przez bliskich pozostają tym, co funkcjonuje „tu i teraz”. Podtrzymanie legendy, zarówno ofiary, jak i oprawcy, będzie więc miało odmienne skutki. Nie da się więc traktować tej opowieści jako korespondencji z przeszłości. To portret „wczoraj”, ale odbijający doskonale to, co dzieje się „dzisiaj” i zapewne będzie miało miejsce „jutro”. Warto.

Cezary Łazarewicz, Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia, Wyd. Sonia Draga, Katowice 2019.

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Ocalić normalność (A. Rottenberg, Lista. Dziennik 2005)


W odróżnieniu od wcześniej opublikowanej „Berlińskiej depresji” „Lista” jest dużo bardziej oszczędna w słowa, miejscami lakoniczna, skoncentrowana na próbach zachowania normalności w świecie, który zatracił zdolność zachowania wcześniej oczywistych reguł. Anda Rottenberg robi więc wszystko to, co zawsze, ale jednocześnie każda z tych aktywności naznaczona jest pewnego rodzaju cieniem, na który znana kuratorka sztuki właściwie nie ma żadnego wpływu. To funkcjonowanie w czasie pomiędzy, w okresie bez zasad, w przedziwnym spokoju i niepokoju jednocześnie, w coraz bardziej odczuwalnym podejrzeniu, że można nie mieć wpływu na własne życie, udaje się w tych notatkach doskonale odtworzyć. Ów czas „pomiędzy”, o którym wspominam, to okres, kiedy ogłoszona została tzw. lista Wildsteina. Rottenberg znakomicie pokazuje nie tylko absurdalność sytuacji, jaka miała miejsce po upublicznieniu nazwisk, ale i pewnego rodzaju chaos, w jaki uwikłany był niemalże każdy, kto choć trochę funkcjonował w przestrzeni publicznej. Raptem okazywało się, że gdzieś istnieją dokumenty, które mogą wpłynąć na całe dalsze życie. Nagle odkryć można było specyficzne zagubienie osób, które nie umiały podjąć odpowiednich kroków w obliczu oskarżenia. Niespodziewanie ujawniało się poczucie humoru i ironiczne podejście niektórych. Równie zaskakujące bywało to, że mimo skandalu i nieustannego komentowania listy niezbędny i najlepszy okazywał się spokój. To on pozwalał żyć w taki sposób jak wcześniej, angażować się w sprawy dużo istotniejsze od spekulacji, wreszcie widzieć hierarchizację wpisaną w odpowiednie kategorie, jakie uzyskiwało się w wyniku prośby o określenie własnego statusu. Bycie pokrzywdzoną oferowało ulgę, wolność i poczucie zrzucenia z siebie nałożonego przez innych jarzma. Choć Anda Rottenberg nie epatuje emocjami, to jednocześnie odtwarza wielość różnego rodzaju odczuć tych, którzy zostali wplątani w listę. Otrzymujemy więc ciekawy zapis historycznego momentu, fragment czasów współczesnych, wycinek tego, co tak szybko stało się przeszłością, a jednak w różny sposób wpływa także na teraźniejszość.

Anda Rottenberg, Lista. Dziennik 2005, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019.

niedziela, 19 stycznia 2020

Fenomen (T. Potkaj, „Przekrój” Eilego. Biografia całego tego zamieszania z uwzględnieniem psa Fafika)


Publikacja Potkaja utrzymana jest w swobodnym, popularyzatorskim tonie. Mamy więc do czynienia z próbą opowiedzenia o fenomenie „Przekroju” w sposób przystępny, w konwencji reporterskiej, z wyraźnym staraniem utrzymania lekkiego, gawędziarskiego stylu. Ma to swoje zalety, bo z pewnością ten typ narracji trafi zarówno do czytelnika, który dobrze zna środowisko opisywanego pisma, jak i do tej osoby, dla której opowieść o krakowskim tytule będzie czymś nowym. Można by więc powiedzieć, że biografia ta ma również wymiar edukacyjny. Młody odbiorca, dla którego „Przekrój” to tylko historia, może po lekturze książki Potkaja sięgnąć do archiwalnych numerów i rozpocząć swoją przygodę z tytułem. Autorowi udaje się opowiedzieć o piśmie tak, by z jednej strony nie stracić wiele z typowo biograficznej próby zrekonstruowania jego historii, z drugiej natomiast, by odtworzyć fenomen środowiska skupiającego się wokół Mariana Eilego. Legendarny redaktor naczelny staje się w tej opowieści twórcą, kreatorem, człowiekiem z wizją i kimś, kto po prostu żyje swoim projektem. Pasja to podstawowy punkt odniesienia porządkujący otoczenie „Przekroju”, ale i rzeczywistość przez „Przekrój” stwarzaną. Opowieść o wizji, jaką miał Marian Eile, oraz o ludziach, którym jego projekt był bliski, to nie tylko historia redakcji i jej współpracowników. To także stworzenie wspólnoty z czytelnikami, dla których lektura „Przekroju” stanowiła wyznacznik poczucia humoru, tego, co niedostępne, bo przynależne do Zachodu, inteligentnego komentarza wreszcie. Nie tak często się zdarza, by o powieść o kulturze zamieniła się w podstawy kulturowego sojuszu, funkcjonującego ponadpokoleniowo i łączącego tych, dla których siermiężność PRL-u nie była stanem na zawsze, lecz czymś tymczasowym. A tak jest w tym przypadku. „Przekrój” to pismo, któremu udało się utrzymać wolność w czasie, gdy próby jakiejkolwiek niezależności nie miały racji bytu. Potkaj także w tym kontekście rezygnuje z patosu, odsłaniając paradoks łączenia kultury wysokiej z popkulturą i wydobywania dodatkowych sensów w nieoczywistych i nieprzewidywalnych zderzeń.

Tomasz Potkaj, „Przekrój” Eilego. Biografia całego tego zamieszania z uwzględnieniem psa Fafika, Wyd. Mando, Kraków 2019.